home o nas Dziecko Mama Moda Lifestyle Lovestyle Zuza mówi Współpraca

czwartek, 28 listopada 2013

Dres kod

Zaraz po narodzinach Zuzi ze zdziwieniem patrzyłam na matki, które cały dzień chodziły w brudnym dresie. Ba, w tym samym dresie wychodziły. Spały i tańczyły w klubach. „O, mam brudne? Gdzie? Nie zauważyłam...” Ja przynajmniej teraz zauważam, że chodzę w brudnym dresie. Mi on po prostu nie przeszkadza. Chyba nawet pomaga.

Miałam potulne dzieciątko, które żyło w trybie niedźwiedzim. Jakbym jej nie obudziła, żeby sobie zrobiła krótką przerwę od niewątpliwie absorbującego zajęcia jakim jest drzemanie, na małą porcję mleka, to spałaby całe dnie. Albo i noce. Zaczęły się kolki i świat na chwilę stracił kolor, ale szybko znalazłam rozwiązanie, które przynosiło ulgę małemu brzuszkowi. (Niemcy się dobrze znają na zwalczaniu wroga. ) Miałam czas na wszystko, więcej niż kiedykolwiek. Przecież miałam malutkie dzieciątko, musiałam siedzieć w domu i nikt nie oczekiwał ode mnie jakichkolwiek aktywności fizycznych. Przez całe życie nie przeczytałam tylu książek, co przez pierwsze pół roku macierzyństwa. Nigdy nie byłam taka wyspana co wtedy! Na egzaminy i zaliczenia uczyłam się razem Zu. Zamiast bajki na dobranoc, słuchała moich opowieści o systemach produkcyjnych, stopach metali, czy piramidzie potrzeb Maslova. Chyba jej się to nawet podobało. Mi mniej. Rano prysznic, makijaż, bo przecież mam nowy nabytek w domu, wszyscy chcą popatrzeć, podotykać, pogłaskać i radzić mi jak być lepszą mamą. Nie wiem w sumie, dlaczego się starałam dobrze wyglądać, bo na pewno nie dla nich, oni nawet na mnie zerknęli. No nic, trzeba było się zacząć przyzwyczajać. Królową zdjęto z tronu. Mimo to, lubiłam dobrze wyglądać. Może dla siebie. A może nawet dla nich. Dla udowodnienia „Można?! No kurde, można!”. Wydawało mi się, że tyle samo czasu zajmuje ubranie się dobrze, co ubranie się źle. 




Zuzia rosła. A razem z nią moja duma. Taki start, a takie postępy! Moja krew! Dzielna dziewczyna. Raczkowanie, próby wstawania i upadania, chodzenie przy meblach... I jakoś tak.. Odruchowo... Bez zamysłu... Chwyciłam ten cholerny dres. Myślę sobie „a co mi tam! Przecież nikt mnie nie widzi!”  Starałam się, żeby mnie nie zobaczyli. Gości niezapowiedzianych nie było, co najwyżej jakiś kurier, albo Jehowi. No nic, oni biedni musieli mnie oglądać w stanie, w którym sama ledwo jestem w stanie na siebie patrzeć.


Raz w nim wyszłam. W czystym co prawda, świeżo wypranym, chociaż nie wiem po co prać brudny dres, ale... zrobiłam to. To był koniec. To był moment, kiedy stwierdziłam, że czas się rozstać. I dupa. Nie dałam rady. Nie miałam siły powiedzieć „sorry Kotku, wiem, jak wiele dla mnie zrobiłeś, ale to koniec.” Teraz piszę ten tekst, siedząc w dresie i wiem, że to są nasze ostatnie chwile razem. Nie będę tęsknić, ale nie wykluczam, że jeszcze się kiedyś spotkamy, po przyjacielsku. Biorę rozwód z dresem. Czy tego chce, czy nie. Nasza miłość jest skończona. Wyprana! Chyba, że znajdę jakiś inny. Bardziej wyjściowy. 

Dobra. Ale jak nie dres, to co? Mąż wraca głodny z pracy, przygotowałaś wyśmienitą kolację... Nie będziesz chodzić cały dzień w sukience... nie oszukujmy się, to nie jest najbardziej praktyczny strój dla kobiety, której majtek pokazywać już nie przystoi. No i co ubrać? Co jak nie dres? A może właśnie dres?

„Tu nie chodzi o strój. Chodzi o to, jak kobieta czuje się z tym, co ma na sobie. A dla mnie jest dobrze, jak kobieta czuje się ponętnie, seksownie, bądź to i to. Najgorzej wygląda kobieta, która ubiera się pod faceta. Później chodzi krzywo po kuchni w szpilkach i zabija się o wystające szafki. Męczy się w zbyt małych gorsetach, bo facet lubi, jak sztucznie wyszczuplasz talię ubierając coś o cztery rozmiary za małe. Jeśli kobieta czuje się dobrze w szarym staniku, różowej bluzce odcinanej pod biustem i bez makijażu (nie dotyczy wszystkich kobiet!), to dla mnie takie dziewcze będzie najbardziej seksowne.” [Joachim]

A Wy? Potraficie czuć się atrakcyjnie w dresie? 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli podoba Ci się nasza przestrzeń, zostaw tu coś od siebie.

AddThis