Kawa, biurko, jakieś ciastko, miliony
kłębiących się myśli. Dzień jak każdy, bo nie ma dnia, w
którym o tym nie myślisz.
Na początku ciąży dostajesz książkę.
Opisywała całe piękne 9 miesięcy. Rozdziały podzielone na
trymestry, tygodnie. Co tydzień dawkujesz sobie nową porcję.
Zatrzymujesz się na wpisie numer 32. „Właśnie zakończyłaś 32
tydzień ciąży...” Dla Was ostatni. (Jak wyglądał poród,
możecie przeczytać tutaj).
Pierwsze słowa, które slyszysz od
lekarza, kiedy odwiedzasz dziecko kilkanaście godzin po porodzie.
„To pani wina”. Twoja. Tak myślisz. Wiesz. Kogo możesz
obwiniać? Obok Ciebie stoją ludzie. Dziś, zupełnie obcy. Mówią
Ci, że dasz radę. Kto jak nie Ty? Zawsze sobie radzisz. Uśmiechnij
się, zostałaś mamą. Po 7 miesiącach. Mamą. Stoisz, patrzysz i
nic nie rozumiesz. Słyszysz, ale nie słuchasz. Nie wiesz, o czym
oni mówią. Z czym masz sobie radzić? Dziecko musi sobie poradzić.
Dziecko, Twoje dziecko walczy o życie. Ty nawaliłaś. Ty. Nie dałam
rady.
Płaczesz, kiedy nikt nie słyszy.
Pokazujesz zdjęcia w telefonie, z uśmiechem opowiadasz o swojej
dumie. Tak trzeba. Tego oczekują obcy. Kłamiesz, że jesteś
szczęśliwa. Niesamowicie. Mówisz coś o radości, która
przepełnia Twoje serce, mimo że czujesz rozdzierający je ból.
Kłamstwo nie boli. Boli moment, w którym sama zaczynasz w nie
wierzyć. Boli moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że szczęście,
o którym mówisz, to fikcja. Bajka. Kreacja. Wracasz do pustego
domu, ściągasz piękną maskę odzianą na potrzeby kontaktów ze
społeczeństwem..
i płaczesz. Bo pusto. W domu nie ma nikogo, mimo
że chodzą po nim ludzie. Pusto. Puste łóżeczko i pusty brzuch.
Wracasz do szpitala, kiedy nikt nie widzi. Nie ma dla Ciebie innego
miejsca na ziemi. Twoje miejsce jest tam, gdzie dziecko „Jest po
północy, proszę wracać do domu.” Jaki dom? Tu jest mój. Tutaj.
„Dom jest tam, gdzie serce Twoje.”
Przepraszasz, miliony razy. Każdego
dnia. Od 7 do 21. Siedzisz i dajesz od siebie więcej niż możesz.
Męczy Cię tylko ból niefizyczny i ubrudzona od krwi sukienka.
„Proszę iść do lekarza, to wygląda na zakażenie rany.” Żadne
zakażenie. Z tyłkiem nie umiesz usiąść. Odpocząć. Na chwilę.
Jesteś po ciężkiej operacji. Odpocznij. Nie dźwigaj. Naklejasz
świeży opatrunek
i wracasz. I wyczekujesz jednej chwili. Kiedy
będziecie mogli być razem, nieprzerwanie. To jedyne, co może ukoić
Twój ból.
Nie zapomnisz. Nigdy.
Nie zapominaj, to Cię ukształtowało. Dzięki temu, jesteś tym kim jesteś, tu gdzie jesteś. Choć słowo "dzięki" nie jest pierwszym, które chcesz powiedzieć losowi, za to co Ci zgotował...
Zdjęcia z pierwszych dni Zuzi w domu
Chwyta za serducho ...
OdpowiedzUsuńNajtrudniejszy moment mojego życia...wracać przez tydzień do pustego domu i nie potrafić odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej ...
Puste łóżeczko i pusty brzuch.. Pamiętam jak się bałam przed porodem, że coś pójdzie nie tak i to łóżeczko zawsze pozostanie puste..
OdpowiedzUsuńo matko aż mam ciary - nie sposób opisać co teraz czuję i jaką jestem szczęściarą, że mnie to nie spotkało
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz o macierzyństwiech i jego ciemnych stronach: lęku, poczuciu winy.
OdpowiedzUsuńCudnie sobie z Zuzią radzicie po tych przejściach :)
Mocne, pełne emocji... popłakałam się. Bo ja po porodzie to się jakaś płaczliwa stałam. I oczywiście wycałowałam i wyściskałam moją córkę... nie mogę sobie nawet wyobrazić...
OdpowiedzUsuńDobrze że jest dobrze :*