To będzie post o cyckach. O karmieniu, czyli jednym z
fajniejszych momentów macierzyństwa.
Nie będę nikogo oceniać, mówić, że ktoś coś zrobił gorzej, bądź lepiej, bo ...
nie wiem jak jest. Ty też nie wiesz. Mam nadzieję, że nasza karmieniowa
historia pomoże komuś, kto potkał na
drodze mlecznej podobne przeszkody.
Nie zawsze chciałam karmić. Nie, nie było to dla mnie oczywiste. Kobieta
karmiąca wywoływała we mnie obrzydzenie. Dlaczego? Dlatego, że jak byłam nastolatką,
jedna z koleżanek mojej mamy, odwiedzając nas ze swoim bobasem, wyciągała cyca
ze stanika, kładła go na stół [dosłownie] i [dosłownie] wpychała sutek do buzi
bąbla. Wyobraziliście to sobie? No, ja niestety sobie przypomniałam. Obraz
daleki od subtelnej kobiety, otulonej
jasnym swetrem, karmiącej szczęśliwego bobasa, pokazywanego w reklamach mleka modyfikowanego
budującego naturalną odporność Twojego dziecka.
Na całe szczęście, dałam się przekonać. W pewnym momencie przestałam sobie
wyobrażać, że mogłoby być inaczej. I tu nagle bach. Zuzia urodziła się dwa
miesiące za wcześnie. Jakaś niewyedukowana położna stwierdziła, że z pewnością
nie zdążyło mi się jeszcze zrobić mleko. Nie zdążyło? Pierworódka, głupia baba,
powiedz jej cokolwiek – uwierzy. Bo musi.
Strach o dziecko, oczekiwanie na możliwość pójścia do Małej – nie myślałam o
cycku. Nie ma mleka, to nie ma. Oglądałam matkę karmiącą swoje dziecko obok
mnie. Wyglądała pięknie. Ona, mąż i dziecko. Ciężko było zauważyć, które z nich
było najbardziej szczęśliwe. Dopełniali się wzajemnie. [To jeden z takich
obrazów, który zmiękczy serce największego twardziela.] Były ważniejsze sprawy
na głowie. I w głowie. Morfina robiła swoje, pierwsze zdjęcia Zuzki i w końcu
możliwości dojechania tam maszyną czterokołową. Wróciłam na salę. Nową. Już
dwie matki karmiące. Dzieci płaczące.
-A Ty odciągasz mleko?
-Co robię?
-No, czy odciągasz?
-Y. Ja nie mam mleka.
Jakie odciągam? Mućka wydojka jestem, czy jak?
przychodziły koleżanki, głównie bezdzietne. O mleku nie rozmawiałyśmy. No ,były
lepsze tematy. Jak tam moja blizna na brzuchu, dlaczego chodzę jak 75-letnia
babulka i czemu jem tylko sucharki. Mogłam się już przemieszczać,”[druga doba po
CC], choć z chodzeniem to miało niewiele wspólnego. Położna zawoziła mnie na
wózku do Zuzy, bo jak mnie widziały czworakującą po oddziale to za głowę się chwytały.
No i tego dnia, pani neonatolog mówi, że niedługo Zuzia będzie dostawać sondą
mleczko do brzuszka.
-Odciąga pani?
-Y... ja nie mam mleka.
-Dlaczego?
O kurde. Jak to dlaczego. No przecież widzi moje dziecko. Jest w inkubatorze.
Urodziła się za wcześnie. No i jeszcze CC! Jakaś niedouczona? No nie mam.
-No... bo urodziłam za wcześnie?
Wtedy lekarka zaczęła się śmiać. To był jeden z lepszych lekarzy, jakich w
życiu spotkałam. Zadzwoniła na oddział, poprosiła o położną laktacyjną dla
mnie.
Wróciłam na oddział. Prosiłam położną kierującą moją maszynę, aby włączyła
turbo przyspieszenie i czekałam na położną. Nakręciłam się niesamowicie. Miałam
w głowie rzekę mleka! Co ja gadam, jaką rzekę. Krainę mlekiem płynącą! Przyszła
położna.
-A tej co? Gdzie ma dziecko?
No i się rozryczałam. Mleka nie było. Powiedziała dziewczynom, żeby mi przekazały,
że mam sobie na oddziale, gdzie leży Zulanka, odciągać mleko w jakiejś kuchni.
poszłam. 2 minuty odciągania i nic nie leci. Dramat.
3 dzień po CC. Przychodzi nowa położna laktacyjna. Patrzy na mnie zdziwiona.
-A pani co się stało? Czemu koszula taka mokra? Hehe, mleko się wylewa z
kaneczek?
-Ale.. ja nie mam mleka.
Podeszła do mnie i mało delikatnie mówiąc nacisnęła mi na sutek. Mleko było. I
znalazł się przy okazji mój wewnętrzny spokój.
Moje koleżanki – mamy wcześniaków, pewnie do dziś pamiętają mnie jako tę, która
w kuchni laktacyjnej bywała najczęściej i najdłużej. Zbierałam to mleko – kropla
do kropli. Jakby mi co najmniej złoto z cycków ciekło. Z dumą zanosiłam
buteleczki i pilnowałam, aby jak najmniej dostawała mleka modyfikowanego.
Myślałam wtedy „chociaż tyle mogę dla Ciebie zrobić.” Siedziałam w szpitalu od
7-22. Wracałam do domu i budziłam się co 2-3h, żeby odciągać mleko.
Nagle usłyszałam:
-Co tak mało?
No i kryzys numer dwa gotowy. Pomagałam sobie różnymi sposobami, które miały sprawić,
że mleka będzie więcej. Piłam codziennie karmi, 2 litry wody, brałam kuleczki
homeopatyczne i kupowałam herbatki laktacyjne. Zero efektów. Poszłam prywatnie
do doradcy laktacyjnego. Złota kobieta. Nie uleczyła mnie. Dlaczego? Bo nie
było co leczyć. Mleka nie było mało. Skoro starczało na każde karmienie, a
nawet zostawało, to czym się martwić?
Zuzia wyszła do domu. Już pierwszego dnia doceniła mój mleczny trud. Przyssała się
do piersi i jadła jak szalona.
Spotkałyśmy jeszcze wiele Dobromirów Złotych Rad na swojej
drodze. Tacy, którzy twierdzili, że się nie najada, że jej mało. Wiedziałyśmy
lepiej. Waga też wiedziała.
Chciałam karmić pół roku... ale jakoś nie zdążyłam się nacieszyć. Karmiłam prawie
rok. I czułam niedosyt. Zuzia sama zrezygnowała, a ja płakałam za naszą
bliskością. Teraz już umiem budować te chwile inaczej, ale nigdy nie powiem, że
nie tęsknie. Nie brakuje mi jednego. Wszechobecnego zdziwienia na widok kobiety
karmiącej. Aż chciałoby się powiedzieć „sorry, ale taki mamy klimat”. Wszędzie
niby tylko te cycki. W telewizji cycki, w Internecie cycki, w prasie cycki, a
jak człowiek zobaczy matkę karmiącą w miejscu publicznym, to zdziwiony. No co
ona robi. Jak to tak? Publicznie? Piersi pokazywać? Nie róbcie tragejszyn,
błagam.
P.S. Nie ma idealnej recepty na macierzyństwo, mimo, że
każda z nas chciałaby ją posiadać. Stąd pewnie reakcje, kłótnie międzymatkowe.
Jeśli jakaś matka robi coś inaczej niż ja, to znaczy, że któraś z nas zrobiła błąd. No i na pewno nie byłam
to ja! Pewnie, że nie ja. Ty też nie. Mimo, że każda z nas zrobiła to inaczej,
obie zrobiłyśmy to jednakowo dobrze. Pod jednym warunkiem – że kierowałyśmy się
dobrem dziecka.
Czytam twoją historię i łzy same napływają mi do oczu... czemu tak wcześnie się poddałam?? Czy dziury w sutkach takie że wchodziło mi w nie pół małego palca były wystarczającym powodem?? Nie sądzę... Żałuję że nie walczyłam o to dłużej. Ale widocznie tak być musiało skoro tak się stało. Przy drugim dziecku walczyć będę. Oj będę jak lwica :D
OdpowiedzUsuńKochana, jakby mi karmienie przynosiło ból, to sama nie wiem jakbym się zachowała.
UsuńWażne, że walczyłam, pamiętaj! <3
Walczyłam o mleko i wygrałam. Gdybym słuchała "dobrych" rad, w tym doradcy laktacyjnego, nie udało by mi się. Trzeba kierować się własnym rozumem i dobrem dziecka.
OdpowiedzUsuńSama karmiłam niestety krótko, ale potwierdzam, że była to jedna z najcudowniejszych rzeczy mojego macierzyństwa. Gratuluję samozaparcia i wytrwałości :)
OdpowiedzUsuńGratuluje samozaparcia i sily. Świetnie napisane! Dokladnie tak samo mysle:-). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękna historia - piękna. Łzy płynęły do oczu. Pięknie się spisałaś i możesz być pomocą dla niejednej mamy... Oj te "mądre głowy" - mleka nie ma, się nie najada... ogłuszyć, wywieźć do lasu i odciąć jęzora :P
OdpowiedzUsuńNasza mleczna historia była znacznie prostsza, ale jest (http://budujacamama.blogspot.com/2014/01/historia-mojego-karmienia-piersia.html) sama się jeszcze nie nacieszyłam i nie wiem, kiedy się odstawimy - czas pokaże :D
To przykre, że kobiety, które niby mają pomagać w problemach laktacyjnych demotywują, burzą wiarę we własne siły. Gratuluję wytrwałości.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem wszystko siedzi w głowie, to czy mamy pokarm, czy nie, czy w ogóle chcemy karmić, zależy tylko od nas.
A tu moje spojrzenie na ten temat: http://nietylkorozowo.blogspot.com/2014/01/piers-do-przodu.html
najważniejsze że bardzo ci zależało,
OdpowiedzUsuńwiadomo że najlepsze mleko dla dziecka to naturalne mleko od matki
sama starałam się jak najdłużej karmić, odciągać i zamrażać mleko :)
po powrocie do pracy ciężko mi było to utrzymać i na tym się skończyło
pozdrawiam
trafiłam tu przypadkiem i po tej jednej notce polubiłam. Cudowna historia :)
OdpowiedzUsuńPrzy pierwszym dziecku wmówiono mi, że mam płaskie sutki, że mała nie potrafi ssać, że nie dam rady. "Karmiłam" 3 tygodnie. Drugą karmilam rok, zniosłam 2 tygodnie bólu, płakałam podczas karmienia, potem wmawiano mi, że się nie najada, że ciagle wisi na cycku. Ale ja wiedziałam swoje, przetrzymałam, warto było. To uczucie gdy dziecko jest przy piersi jest bezcenne. Gratuluję wytrwałości i samozaparcia!
OdpowiedzUsuńMy Tobie również!
UsuńDa się, tylko niestety nie otrzymujemy potrzebnej pomocy...
Dzielna kobieto! :* Piękna historia!
OdpowiedzUsuńWszystko dzięki Zu. (:
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie wyobrażałam sobie nie karmić. Po cc, na sali pooperacyjnej, podłączona do ketonalu pytałam kiedy pojadę na oddział, bo muszę nakarmić syna ;) Pani anestezjolog śmiała się i mówiła: skoro ma Pani takie podejście to na pewno będzie Pani karmić. Nie miałam żadnych problemów :)))) Na początku poleciało może 5 kropelek, co Misiowi w zupełności wystarczyło. Potem z dnia na dzień z godziny na godzinę coraz bardziej się rozkręcaliśmy.
OdpowiedzUsuńTrudności? No może krwawiące brodawki (ale to nie przeszkadzało mojemu synowi - pił z krwią), ogólny ból jakby ktoś przyczepił mi klamerki do bielizny i powoli je za nie ciągnął. Dzisiaj (mamy miesiąc) czuję uszczypnięcie na początku a potem to już idzie jak z płatka. Wiem, że będzie jeszcze lepiej. Michaś rośnie jak na drożdżach a ja powtarzam wszystkim mamom że jeśli chcą to będą karmiły i nic ich nie powstrzyma bo wszystko siedzi w głowie (ściślej mówiąc w przysadce mózgowej) a nie w wielkości piersi czy wypukłości sutków. Niemniej staram się nie terroryzować zwolenniczek mleka zastępczego. To ich wybór. Ja dokonałam swojego. Im też się to należy.
www.leworeczna.blogspot.com
Dokładnie! "Dla chcącego, nic trudnego!"
UsuńWszystko się da.... nawet przez 2 miesiące odciagac mleko dla czworaczków mając tylko dwa cycki..... cycki to dużo powiedziane, rodzynki bedzie lepiej.... :) ale dałam radę :)
OdpowiedzUsuńPs. Fajnie było w tej naszej wspólnej dojarni :)