home o nas Dziecko Mama Moda Lifestyle Lovestyle Zuza mówi Współpraca

niedziela, 16 lutego 2014

Rodzić po ludzku?

Chciałam rodzić naturalnie. Ze wskazań kardiologicznych nie mogłam. Była zła. Wściekła nawet. Koleżanki mnie pocieszały, że przynajmniej będzie bez bólu. Bez stresu. Przyjeżdżam 
w terminie, raz ciach i po sprawie.

ostatnie chwile w szpitalu


Był wtorek. Porodówka. Przyszedł lekarz z codziennym obchodem. Nigdy wcześniej go nie widziałam. On mnie też nie. Nie znał mojego przypadku. Byłam podpięta do KTG, skurcze średnio co 15 minut. Dalej nieregularne, bardzo bolesne. Nie mogłam przyjmować leków na podtrzymanie ciąży, więc pewnie burzyłam statystyki szpitala, albo zajmowałam nie potrzebnie łóżko, bo inaczej nie mogę wyjaśnić, dlaczego jedna pani została oddelegowana na oddział, druga do porodu, a ja... do domu. Zapytałam kiedy mam się zgłosić do szpitala, skoro teraz mam skurcze, a jestem wypisywana do domu. „Jak zaczniesz rodzić.” No tak, proste. Na moje pytanie, dlaczego odczuwam skurcze, dlaczego za pisują się na KTG usłyszałam „bo jesteś za chuda, od powłok brzusznych ci się odbijają”. Uwierzyłam. Dlaczego miałabym nie uwierzyć. Nie czułam się lepiej. Poszłam do ginekologa, jakiegoś z poradni przy szpitalu. Mój miał, niestety, urlop. KTG, skurcze, położna wzywa lekarza. Lekarz „32 tydzień, bez paniki, skurcze się zdarzają”. Szyjka się skraca. „Jest w normie”.  Wróciłam do domu, wzięłam leki  i spałam. Budziłam się co cztery h na kolejną porcję 12 tabletek i szłam spać dalej. Spałam do 15. Moja koleżanka, zmartwiona moim długim spaniem, przyszła sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nie było. Nie mogłam już znieść bólu, a leki uspakajające sprawiały, że nie miałam nawet siły płakać. Poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie herbaty. Szukałam sobie zajęcia, żeby nie myśleć 
o bólu. Na kolanach robiłam porządek w puszkach z herbatami. Później przyszywałam kokardki do skarpetek. Nie wiem dlaczego to robiłam. Ból nie ustępował. Nie chciałam jechać do szpitala, bo przecież kilka godzin wcześniej widział mnie lekarz i mówił, że takie bóle są normalne. Prysznic, szybki telefon, koleżanka wpakowała mnie w samochód. Nie miałam nic do powiedzenia. I dobrze... 
Izba przyjęć. Nie kazali mi nawet czekać. Nagle ból stał się nie do zniesienia. Nie byłam 
w stanie położyć się, aby zrobiono zapis KTG. Wezwano lekarza. Badanie. Rozwarcie 1,5 cm. Po sekundzie 2 cm. „Jedziemy na porodówkę, tam zrobimy USG.” „Płód  waży 1600, to dużo jak na ten tydzień.” Pytałam tylko, kiedy zabiorą mnie na salę operacyjną. Mam zaburzenia rytmu serca, kardiolog zalecił CC. Miał racje. Sprawdzono mi tętno. 189. Pamiętam. Dajemy magnez, relanium... I co? Czekamy na cud. Nie ma wolnej sali. Siedzę na korytarzu. Turlam się po podłodze, bo nie jestem w stanie wysiedzieć na plastikowym krześle. „Usiądź na krześle. Nie ma przejścia.” Zwolnili łóżko. „Pani dzisiaj nie urodzi, może pan jechać do domu.”  4cm rozwarcia. Na co czekają? Wołam lekarza tak często jak się da. Boję się o Zuzę. Płaczę z bólu. Znieczulenia nie dostanę, bo „nie rodzę”. 7 cm. Po 10 minutach zaczęły mi odchodzić wody. Czułam się fatalnie. Lekarz. Badanie. 9 cm. Konsultacja. „Na co wy czekacie? Na cud? Cudów nie ma! Przygotować salę operacyjną.” Telefon z płaczem w głosie  „to już”. Dokumenty podpisane na kolanie. „Wezwijcie neonatologa, to 32 t.c. Dopiero wczoraj dostała sterydy na płuca.”  Anestezjolog. „Ma pani infekcje bakteryjną, podam pani antybiotyk.” Nie mogę oddychać. Nie mówię nic. Chcę, żeby zajęli się Zuzią. Dzwoni aparatura medyczna. „Dlaczego nic nie mówisz? Dziewczyno!” Podłączyli mi tlen. „Dziecko w kanale rodnym, pomóż mi.” Nie płacze. Później pamiętam tylko hasła. „Macica nie chce się obkurczyć.” „Ok, udało się.” „Dziecko jest w stanie średnim, nie oddycha samodzielnie, zabieramy ją na OITN.”


Dalszą część już znacie...


Teraz wiem, że miałam infekcję dróg moczowych, która wywołała wcześniejszy poród. Teraz wiem, dlaczego podawano mi po porodzie antybiotyk. Dlaczego nikt nie chciał mi udzielić informacji, z jakiego powodu go dostaje i co to jest ta niebieska tabletka [urosept]. Teraz wiem, że byłam głupią pierworódką, która dawała się nabrać na „fizjologię” i „tak musi być”. 

31 komentarzy:

  1. Nie ma słów by jakoś to skomentować... po prostu :((((((((

    OdpowiedzUsuń
  2. Masakra ! U mnie też infekcja zadecydowała o cc. Problem z infekcja i nerkami mialam calą ciąże a nieustatnnie przekładali termin cc mimo, że często byłam w szpitalu na kroplówce. Zuza nasza przez infekcje zostala całkowicie zainfekowana plus zapalenie płuc. Lekarze często mijają sie z powołaniem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety znam szpitale z tej dobrej i złej strony. Gdy leżałam na patologii ciąży w jednym szpitalu kretyn ordynator chciał wywoływać poród siłami natury mimo wszelkich wskazań do cc. Na szczęście szybko tę patologię opuściłam. Gdy po 2 tygodniach zaczął się poród pojechałam do innego szpitala i tam usłyszałam, że nie ma szans na poród naturalny, który nie spowodowałby śmierci mojej bądź małego (albo nas obojga). I usłyszałam od mądrego ordynatora, że żadnego z żyć narażać dla idei nie zamierza. Jedno miasto, dwa różne światy. Chciałabym mieć drugie dziecko, ale czy i tym razem trafię na człowieka z powołaniem, misją i szacunkiem do życia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co jest najgorsze? A może i najlepsze.
      Jakbym miała rodzić drugi raz - rodziłabym tam. Tam najlepszą opiekę miała moja Zu. Ja sobie poradziłam, żyję jak widać, (:

      Usuń
  4. nie kochana, ja za trzecim razem tez myślałam, że tak trzeba,kobieta ciężarna, rodząca ufa lekarzom, bo niby komu may ufać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko że nas, rodzących mało kto słucha. Bo lekarze, położne wiedzą przecież lepiej.

      Roksanę rodziłam bez partych. Bo co ja opowiadam. Uwierzyła, gdy próbowała mnie naciąć, a ja z bólu wybiłam się nogami na tyle, że mąż mnie za łóżkiem łapał. Urodziłam, bez partych. Da radę. Wszystko da radę. Tylko jakim kosztem ... Przez miesiąc nie mogłam siadać. Wogóle. Jadłam klęcząc, karmiłam leżąc i od razu kładłam się bokiem. Nawet poduszka z dziurą nie pomagała takie miałam krwiaki ... i szew aż po odbyt, bo jej skalpel zjechał. Do odbytu. Goiłam się długo. Bardzo długo. Po miesiącu krwiaki wchłonęły się na tyle, że mogłam siadać z poduszką. Po trzech, usiadłam normalnie. Problemy z chodzeniem, z wypróżnianiem, ze schylaniem się ... ehh ... szkoda gadać.

      Usuń
  5. współczuję Ci, takie polskie realia:( ja bym rozniosła szpital chyba na Twoim miejscu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym tylko miała wtedy siłę...
      Ważne, że Zuzią się dobrze zajeli.

      Usuń
  6. Ja trafiłam do szpitala w 22 tygodniu ciąży z odchodzącymi wodami płodowymi. Po 3 dniach zostałam wzięta na badanie po porannym obchodzie. Zostałam zbadana przez ordynatora, który stwierdził bez żadnych ceregieli, że ciąże trzeba natychmiast usunąć, bo będę uciążliwym pacjentem dla całego personelu medycznego na tym oddziale. Gdyby nie obecność w tym szpitalu mojego lekarza prowadzącego ciąże pewnie bym podjęła decyzję o rozwiązaniu ciąży. Mój lekarz dał mi jednak nadzieję i zdecydowałam się czekać, aż do momentu, aż już czekać się nie będzie dało. Od tamtych chwil mija właśnie cztery i pół roku a ja cieszę się macierzyństwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, że miałaś dobrego lekarza! <3

      Usuń
  7. Piękne jesteście obie.

    Matko, ilekroć czytam takie przypadki nie wierzę. Naprawdę nie wierzę, że to się dzieje, że tysiące kobiet jest tak traktowanych. Albo miałam szczęście, albo miałam swój cud. Kiedyś i ja Wam opowiem, ale u mnie to pozytywna historia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej, aż ciarki mnie przeszły gdy to czytałam. Głupota niektórych lekarzy nie zna granic.

    OdpowiedzUsuń
  9. Koszmarne jest, że poród to często loteria wobec tego na kogo trafisz, czy się poszczęści w fajnym personelu i w ogóle. Smutno, że traktują kobiety często jak głupie nieświadome pierworódki. Gderają coś pod nosami między sobą, a pacjentce po co cokolwiek mówić czy jej słuchać. Każdy poród jest inny, tak natura chce. Ale szkoda, że są inne z powodu takiej, a nie innej obsługi personelu i lekarzy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj tak, rodząca chociazby by cała wiedze medyczną posiadała to w czasie porodu albo zapomni, albo odda się całkowicie w rece lekarzy żeby tylko ratowali dziecko. Moja znajoma jest położną od lat. Pracuje w zawodzie od dawna. Wie wszystko. O ciazy, porodzie. Jednak kiedy sama dojechała na porodówke pozwoliła robić ze sobą wszystko czego sama nie robiłaby odbierając porody innych kobiet. Ze strachu, z obawy o życie dziecka dajemy sobą manipulować.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój ginekolog nie zrobił mi w ciąży połowy badań...we wtorek byłam na wizycie w piątek urodziłam (terminowo) córkę... Ciśnienie 160/100, infekcja dróg moczowych grzybica... spadające tętno dziecka...na szczęście szybka decyzja lekarzy o cc i wszystko skończyło się dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  12. Współczuje takich wspomnień, chciaż sama nie miałam lepszych :/

    OdpowiedzUsuń
  13. Najgorsze co może być to zły lekarz. Mój od razu powiedział, że w Poznaniu na Polnej można trafić na debili, że jest 5 lekarzy na porodówce, ale tylko jeden decyzyjny, że trzeba się kłócić i "robić gnój". Ważne, żeby każdy miał przy sobie taką twardo stąpającą na nogach koleżankę, albo kogoś innego do porodu, bo przecież kobieta przy ekstremalnym bólu nie może myśleć o wszystkim. A personel często to wykorzystuje... niestety

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przy mnie był tata Zuzi. Starał się jak mógł, ale kiedy kazali mu pojechać do domu, bo powiedzieli, że ja nie rodzę, to podejrzewam, że sam nie wiedział co zrobić. Wykorzystano naszą niewiedzę. 2 dni wcześniej miałam problem z sercem i nie chcieli mi kardiologa wezwać [mam wadę serca]. Z łaski podłączyli mnie pod monitor - tętno: 186...

      Usuń
  14. Jak czytam Twoją historię to łzy same nachodzą do oczu... Czemu? Bo sama przeszłam przez to piekło bezradności , strachu, niewiedzy , musiałam znieść w szpitalu tak jak Ty - złe traktowanie, obojętność, rutynowe podejście, brak profesjonalnego i ludzkiego podejścia do pacjentki. Tak - masz rację - głupie pierworódki, nieświadome swoich praw, nieznające swoich możliwości ... to straszne jak lekką ręką podchodzi służba zdrowia do porodów. Ja mam wrażenie, że im jest wszystko jedno, dla nich to kolejna wydzierająca się i histeryzująca za bardzo "baba" a dla nas to często wyczekane, wymarzone, jedyne, najważniejsze Dziecko! Istota ludzka, owoc miłości, spełnienie pragnień. Jest to nowe życie, które do cholery ciężkiej przychodzi na świat w, mam wrażenie , bardzo niewłaściwe ręce. Ile jeszcze ludzkich tragedii, cierpień i dramatów musi mieć miejsce aby w końcu coś się zmieniło w tym popapranym kraju???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się czasami zastanawiam co by było, gdyby nie to, że co 5 minut wołałam lekarza, że "dalej boli". Może przegapiliby poród? W końcu było ok. północy, komu by się chciało pracować...

      Usuń
  15. Dramatyczne i pełne lęku o zdrowie i życie Małej. Byłyście bardzo dzielne, chęć życia razem pokonała brawurę połączoną z głupotą tych, do których mamy mieć pełne zaufanie... Wygrałyście! Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  16. ;( tak bardzo Ci wspolczuje cudowna mamusiu Zuzi :( poplakalam się. Bylas dzielna :* nie mam jeszcze dzidzi ale intensywnie o tym myślę ostatnio. Buziaczku dla Was Kochane Dziewczynki

    OdpowiedzUsuń
  17. Jakie maleństwo :* piękne płakać się chce jak to czytam

    OdpowiedzUsuń
  18. i sie popłakała...mi też zabrali andzie na patologie tak bez ostrzeżenia i nie powiedzieli nic.. a ja z cieknącym mlekiem w sali zi innymi matkami .. koszmar... czemu traktują pierworódki jak upośledzone?

    OdpowiedzUsuń
  19. Miałam to szczęście, że oba porody poszły u mnie błyskawicznie, bez komplikacji, więc wspominam je całkiem miło. Chociaż przy pierwszym porodzie lekarz nawet na chwilę nie zszedł - jak się później okazało, to był pijak i ćpun i nie mogły się położne dodzwonić. Wszystko zrobiły same, ale jak tylko pomyślę, że gdyby wtedy coś było nie tak? Noc, jedyny lekarz na oddziale i nie ma kontaktu z nim. Nie chcę myśleć, co mogło się wydarzyć. Przy kolejnym porodzie miałam już obczajone dyżury -kto, kiedy i wiedziałam, że jeśli będzie ktoś tego pokroju to jadę od razu do innego miasta.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja wybrałam Klinikę św. Rodziny i opieka była rewelacyjna.
    Z drogami moczowymi też był problem przez prawie całą ciąże. Najpierw pomagał Urosept. Potem już dostałam coś mocniejszego.
    Szkoda, że u Was było tak nie wesoło.
    Ściskam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  21. I ja pytam, gdzie to rodzić po ludzku??? Bo na mojej porodówce też go nie znalazłam? Straszne, ale najważniejsze, że się udało, tak sobie ja powtarzam, czasami jednak gorycz jest nadal 😥

    OdpowiedzUsuń
  22. Co za *uje... :-(
    Co za pie...lona obojętność...

    Wszyscy lekarze, którym "spowszedniały" objawy i olewają pacjentów - wyp..na pocztę znaczki naklejać :-/

    Brak słów...

    Moja Zuza miała wielkuego fuksa... miałam przestarzałe łożysko, pępowina tyle o ile przewodziła tlen... schudła mi w łonie... 11.grudnia ważyła ok.3kg... urodzona 17.stycznia z wagą 2,9kg i totalnie zwiotczałą wprost skórą...
    sucha i głodna... na szczęście tylko tyle...
    Lekarka, która mi robiła to ost usg, a potem przyjmowała na oddział w dniu porodu- dziwnym trafem nagle zniknęła (ufooo chyba)...
    Ale miałyśmy fuksa...

    A Wam zdrowia Dziewczyny :-*
    Macie MOC! To miłość...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się nasza przestrzeń, zostaw tu coś od siebie.

AddThis