home o nas Dziecko Mama Moda Lifestyle Lovestyle Zuza mówi Współpraca

czwartek, 24 października 2013

Beznadziejnie, czyli bez nadziei


Lubię pisać o miłości. Mam jej aż nadto. Mogłabym się nią dzielić jeszcze z piątką dzieci. W sumie to z czwórką. Piątą osobą mogłoby nie być dziecko. Choć mówi się, że faceci to przecież duże dzieciaki. Idąc tym (niesamowicie feministycznym) tokiem rozumowania - mam w sobie miłości jeszcze dla piątki dzieciaczków. Nie wiem na ile przełożyłoby się to na moją cierpliwość... 

Lubię pisać o miłości, bo ją mam. Wiem jak się czuje osoba kochana, wiem jak się czuje kobieta, która nieustannie, każdego dnia na nowo, zakochuje się w tej samej osobie, jak się zachwyca nad nowymi osiągnięciami swojego obiektu westchnień. I nigdy nie myślałam, że będę się cieszyć kupy w pieluszce, że będę płakać, kiedy nabije sobie guza, że będę sprawdzać czy oddycha i tęsknić, gdy nie ma Jej obok mnie choćby 5 minut. Nigdy nie myślałam, że urodzi się ktoś, z kim bez problemu podzielę się ulubioną czekoladą, dla kogo nie będę musiała starać się być idealna, dla kogo będę chciała być jak najbardziej sobą. Patrzę w te oczy, niesamowicie niebieskie, i wiem, że nigdy nie miałam więcej, choć cyfry na koncie mówią zupełnie co innego. 

O nadziei miał być post. Ale co mam pisać, kiedy jej braknie? 

Kiedyś byłam straszną optymistką. Za bardzo. Z życia czerpałam garściami. Za dużo. Chciałam przeżyć jak najwięcej. I jeszcze więcej. I mocniej. I dłużej. Nie było drugiej takiej osoby jak. Tak zakochanej w życiu. Nie musiałam nigdzie wyjeżdżać, poznawać nowych miejsc, zakamarków, kultur. Cieszyłam się z tej chwili którą mam. Tańczyłam na ulicach, spacerowałam w deszczu... Każdy dzień był piękny. Żyłam nadzieją, że nic nigdy mnie nie zmieni. Tyle jej we mnie było, że mogłabym ją schować do słoika.

Teraz bym ten słoik otworzyła....

Powiedzcie, że się uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli podoba Ci się nasza przestrzeń, zostaw tu coś od siebie.

AddThis