home o nas Dziecko Mama Moda Lifestyle Lovestyle Zuza mówi Współpraca

sobota, 14 września 2013

Nie umieraj.


Był piątek. Pogody nie pamiętam. Chyba ciepło, bo narzekałam, że mam rozmowę kwalifikacyjną i muszę się pocić w rajstopach. Przyjaciółka miała obronę pracy licencjackiej. Zebrałyśmy się rano, kupiłyśmy kwiaty. Zawiozłam Zuzię do żłobka, a później dojechałam do Gosi. 



Cudny dzień się zapowiadał. 


Po obronie Gosi poszłyśmy na obiad. Był pyszny. 


Dalej wszystko było w porządku.

Pojechałam na tę rozmowę. To było dalej niż na końcu świata. Panowie najzwyczajniej nie byli w ogóle zainteresowani rozmawianiem ze mną. Kazali mi opowiedzieć o sobie, koniecznie niezachowawczo. Po ich kilku słowach dot. zakresu moich obowiązków i wyjaśnienia mi jak wygląda rzekomo sprzedaż B2C, podziękowałam.

Zuzię ze żłobka odebrała Ciotka Migotka. Ja po rozmowie pojechałam do domu, zdjęłam niewygodną spódnicę, ubrałam spodnie w palmy i pojechałam. Kupiłam coś do jedzenia, bo przypomniało mi się, że znowu, poza obiadem z Gosią i mandarynkami na Starym Rynku, nic nie zjadłam. Poszłam odebrać Zu. 


Wszystko w normie.


Zuzia na widok mamy ucieszyła się przesłodko. (Kocham ten moment!) Tulenie, całowanie, opowiadania jak w żłobku. Zuzia była grzeczna, wszystko zjadła, katar ustąpił. Miała delikatny stan podgorączkowy, ale przecież wychodzą jej zęby. Szybko przeszło. 



Wszystko dobrze.



Zaczęło mi się wydawać, że Zuzia robi się coraz cieplejsza. Zasnęła na mojej klatce piersiowej. Zebrałyśmy się i pojechałyśmy czym prędzej do domu. 



Już nie było dobrze... 



Zaraz po wejściu, bez rozbierania Zu., zmierzyłam jej temperaturę. 38.0. Sekundę później, dosłownie sekundę, po zdjęciu kurteczki i bucików - 38.5. "Zmieniamy pieluchę, podajemy panadol i idziemy spać!"


[Zaczynam płakać.]


Zmieniłam szybko pieluszkę, dostała panadol. Zaczął się największy dramat mojego życia. Zuzia dostała ataku drgawek gorączkowych. Ja, ataku paniki. To był drugi raz, ale gorszy od pierwszego. Miałam wiedzieć jak się zachować, a zapomniałam numeru alarmowego. Byłam sama w domu, musiałam tylko pilnować, żeby się bezpiecznie wytrzęsła i podać leki (których nie byłam w stanie wziąć z apteczki, która jest w kuchni). Po 30 sekundach, kiedy Zuzia dalej była cała sztywna, miała wywrócone gałki oczne, a z ust ciekła jej piana, zaczęłam się panicznie bać. Bać o córkę, o miłość mojego życia, o to, że zaraz... ktoś mi ją odbierze. Zanim się dogadałam z tymi ze 112 to minęło kilka dobrych minut. Zuzia po 1,5 minuty drgawek, była długo nieprzytomna. W chwili zgłoszenia wciąż nie było z nią kontaktu. Karetka już jechała. Zuzia zaczęła się dusić. Zrobiła się cała sina, razem ze mną. Sama w ataku paniki zaczęłam się dusić. Krzyczałam, dmuchałam w małe usteczka, klepałam po buźce i błagałam, błagałam - "córeczko, obudź się." 



Zuzia żyje. 



Jest dobrze.

Ona nie będzie pamiętać, a ja każdego dnia, mam moment załamania. Moment, kiedy patrzę na nią i zaczynam płakać. Zaczynam płakać, bo myślałam, że mogę ją stracić. Stracić wszystko, a nawet więcej. Nieporównywalny do niczego ból dusi mnie w środku. Przecież, mogłam temu jakoś zapobiec, mogłam pomóc... 

Chyba nie jest wcale dobrze. 



7 komentarzy:

  1. Ty to chociaż jakoś zareagowałaś ... Jak Jaś zakrztusił nam się podczas kolacji i do tego stopnia, że zaczął się robić siny, ja straciłam panowanie nad sobą i jedyne co robiłam to krzyczałam. Miałam w jednym paluszku wszystko o pierwszej pomocy, a nie potrafiłam tego zastosować. Dobrze, że tata zachował zimną krew. A jakbym była sama w domu? Zawsze się ,,pocieszam" tym, że jak byłabym sama w domu reagowałabym zapewne inaczej. Może?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy moją histerię można nazwać reakcją :(

      Usuń
  2. kochana, poniekąd wiem co przeżyłaś!
    jak miałam 7 lat, moja 2 letnia wtedy siostrzyczka dostała drgawek gorączkowych przy mnie, w łazience!
    pamiętam ten obraz do dnia dzisiejszego, ze wszystkimi szczególami!
    krzyczałam ratunku na całą wieś!!
    nie mielismy telefonu! z Natalką zostali dziadkowie a ja pobiegłam do sąsiadow zadzownić po pogotowie!
    przyjechali, dali jej zastrzyk i było dobrze...

    ale ten obraz, ten strach, ten krzyk o pomoc!
    ...
    nigdy nie zapomnę :(

    zdrówka dla Was dziewczynki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takich "wrażeń" chyba nie da się zapomnieć...

      Dziękujemy! :*

      Usuń
  3. Te wszystkie drygawki, bezdechy i zakrztuszenia to okropieństwo! Ja też zawsze panikuje zamiast działać. Ale najważniejsze że wszystko skończyło się dobrze! Zdrówka dla Malutkiej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku nie wyobrażam sobie jakie to musi być straszne, taka bezsilność i strach :( u nas niestety ciągłe zakrztuszenia(chyba po mnie, mam to do dziś) mleczkiem, herbatką, czy nawet śliną. Kurs pomocy dla maluszków mam zrobiony, ale gdy to się dzieje to ciężko myśleć ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie jestem za wrażliwa na takie teksty. Biedna Zuzía...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się nasza przestrzeń, zostaw tu coś od siebie.

AddThis