To jest dobry moment, żeby zacząć pisać ten tekst. Przed
sekundą otworzyłam szafkę w kuchni. Wiedziałam, że są w niej słodycze. Miałam
nadzieję, że tylko ogromne ilości skitelsów, na które nie mam ochoty. Pech i
zły duch, krążący nad moją misją ‘zdrowego trybu życia’, chciały, żebym
znalazła tam słoik…nutelli. Może jak usiądę to mi przejdzie. Albo przejdę się.
Posprzątam. Posłucham muzyki… Nutella…
Jakiś czas temu, bardzo dzielnie, zaczęłam wdrażać do mojego
trybu życia, znikomą aktywność. Wcześniej, mogłam się poszczycić ewentualnie
podnoszeniem 12kg, biegiem za sprinterem na placu zabaw i leżeniem brzuchem do
góry. Przyznam szczerze, dość nieskromnie, że na tym drugim polu, odnosiłam
naprawdę niezłe rezultaty. (Piszę i ciągle myślę o Nutelli). Kupiłam karnet na
siłownię, chodziłam nawet czasami na basen i zajęcia zorganizowane i ciągle
udawałam stan: „JEZUSIE ENDORFINY”. Kija a nie endorfiny. Przychodząc na
zajęcia, zawsze zastanawiałam się, czemu wszystkie baby przychodzą z butelką wody, zamiast zimniusiej, lodowatej
wręcz, pyszniutkiej coca-coli. Dostosowałam się. Umęczona i spocona, piłam te
hektolitry wody. Jak zwierzę. Później karnet się skończył…. Zaczęła się sesja,
jakieś wyjazdy, obowiązki i trylion innych wymówek. Nie miałam czasu. Żadna z
nas nie ma.
Sport
Zauważyłam, że większą radość niż wszystkie zajęcia dla pań,
sprawia mi trening siłowy. O bieganiu nie było mowy, bo nie umiem. Wciąż
planuję się nauczyć, ale … nie mam czasu, mam nutellę i jakoś tak się nie
składa. 5. Sierpnia, ponownie podjęłam ryzyko inwestycyjne i zapłaciłam za miesięczny
karnet na siłownię. Oprócz hajsu tracę jakieś 6h w tygodniu (2 w poniedziałek,
2 w środę i 2 w piątek). Chodzę ze znajomym, więc mogłabym to uznać za
koleżeńskie spotkanie przy piwku, tylko pijemy wodę. Jak zwierzęta.
Dieta
Nie wiem jak się czują ludzie uzależnieni na odwyku, ale
pewnie tak jak ja teraz. To jest jakiś kosmos. Ręce latają, myśli nieobecne, krążą gdzieś w okolicy tej cholernej nutelli... Dobrze, że jestem szczupła i nie
muszę się odchudzać, bo moja dieta mogłaby mieć marne rezultaty. Ludzie mówią,
że to nic ciężkiego, że na początku trochę boli, a później się o tym nie myśli.
Nie wiem. Staram się nie jeść słodyczy już jakiś miesiąc, a dalej czuję jak
dowożą do sklepu na dole świeże, ciepłe pączki. W niedziele wymyśliłam nawet
pomysł na biznes – tort z dowozem. Jak pizzunia. Klikasz, płacisz, przychodzi.
Generalnie, mimo że moja ‘dieta’ nie jest w ogóle rystrykcyjna – unikam białego
pieczywa, makaronów, generalnie białej mąki, słodkich i przetworzonych rzeczy,
to kuźwa czuję się jak w więzieniu. Czekam cały tydzień na czit dej (dzień
oszusta), który jest w sobotę i celebruję go 3 dni. Chyba słabo.
Motywacja
Generalnie – robię to źle. Nie motywuję się w ogóle, nie
wyznaczam sobie celów, nie dążę do nich. Wstaję rano, myślę sobie ‘o środa’,
przypominam sobie, że to dzień na siłownię. Staram się przetrwać do 18.00, bo
zwykle na tą godzinę idę udawać fit mamuśkę, przebieram się, dużo gadam, mało
ćwiczę i wracam trochę szczęśliwsza do domu. Dobra, raz wyznaczyłam sobie cel –
kupić karnet. Nie schudłam przy tym ani grama, więc stwierdziłam, że to
przereklamowane. Później ktoś powiedział, że nie wystarczy zapłacić za
miesięczne wejścia… ale jeszcze ćwiczyć. Nie uwierzyłam, drugi raz nabrać się
nie dam. (Ale chodzę, chodzę. Zapłaciłam to trzeba.)
Obejrzałam setki vlogów na youtubie, przeczytałam tryliony
wpisów i generalnie, jak widzę tych ludzi, którzy mówią, że ich życie zmieniło
się na lepsze, odkąd nie jedzą czekolady, to mam wrażenie, że widzę członków
jakieś tajnej sekty. Ręce same składają mi się do modlitwy, obok mnie pojawia
się światłość i słyszę głosy „nie podążaj tą drogą, siostrą”. Nie wydaje mi
się, żebym kiedyś przyszła i powiedziała – „cześć, jestem Justyna, nie jem
czekolady od 30 dni, jestem uzależniona”. Jeśli kiedyś coś takiego mi strzeli
do głowy, dajcie mi coś słodkiego do zjedzenia. Spadek glukozy działa na mnie
tragicznie.
Tak masz rację. Ludzie powoli zachowują się jak sekta. Trzymam za Ciebie mocno kciuki ! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńWidziałem ostatnio przepis na naturalną, domową, mniej kaloryczną Nutellę - może to coś dla Ciebie?
OdpowiedzUsuńRobiłam taką "nutellę" o ile masz na myśli tą z przepisu ze śliwek i kakaa. Smakiem naprawdę przypomina oryginał, jedynie kalorii posiada pięć razy mniej :)
UsuńSerdecznie zapraszam na forum strony http://mymamy.pl, można podyskutować tam na różne tematy, m.in. sprawy parentingowe oraz sprawy kulinarne! :-)
Uwielbiam Twoje posty, szczególnie te takie wyjęte z mojego życia. Ten zdecydowanie do takich zaliczam ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoje życie zmieniło się kiedy zaczęłam jeść czekoladę :)
OdpowiedzUsuń