home o nas Dziecko Mama Moda Lifestyle Lovestyle Zuza mówi Współpraca

wtorek, 24 lutego 2015

Bizneswoman kozia trąba


Zrobiłam dziś najgorszy interes na świecie. Ha, nawet nie sama. Pan tata mnie wrobił. Niestety, tym razem zamiast standardowego „interesy z Tobą to czysta przyjemność” będzie faktura z apteki i paragon z monopolowego za butelkę ginu, towarzyszkę mej niedoli.

Był czas, kiedy miałam wrażenie, że może dziecko jest kolekcjonerem. Niestety, zamiast znaczków, karteczek czy innych pamiątkowych monet, zbierała wirusy i bakterie. Zaprzyjaźniała się z nimi , przyprowadzała do domu i skrzętnie chowała tak, że ja nie byłam w stanie ich zauważyć. Na nic moje starania ze zdrową żywnością, sokami pełnymi witamin, czarnuszką, sruszką, cebulą i pietruszką. Dwa dni w żłobku skutkowały 2 tygodniami w domu. Z zapaleniem płuc. Jako że Niuśka lubi być w epicentrum i najwyraźniej skojarzyła „zapalenie” z błyskiem, blichtrem i sławą – nie przejmowała  się w ogóle. Obraz naszej codzienności musiał być ówcześnie dość zabawny – matka: rozczochrana albo przylizana, w dresie (nie tym wyjściowym(tak, mam dres wyjściowy)) z ledwo zauważalną wolą życia i córka – różowa torebka, najlepsza sukienka i kalosze (nie wiem o co chodzi, Zuza twierdzi, że to najmodniejsze obuwie tego sezonu. Pewnie chce podirytować starą matkę, bo ja akurat kaloszy nie mam. Tak, mam wyjściowy dres, nie mam kaloszy. Tak, planuje to zmienić. Od jakiś 3 lat. Odkąd zaszłam w ciążę mówiłam: „Oho! Teraz będę mogła bez obawy, że nazwą mnie wariatką, skakać po kałużach! Razem z dzieckiem” – To mi dawało prawie takie samo szczęście, jak moment, kiedy zamówiłam w restauracji kotleta i przynieśli mi takiego wielkości talerza. Prosiłam kelnera, żeby mnie uszczypnął , bo byłam pewna, że Pan mnie zabrał do siebie i właśnie jestem w raju. Niestety, to nie był raj, a restauracja i kotlet pyszny, ale poszedł w dupę a nie w cycki. A kaloszy nie kupiłam. Do dziś.)
 
Zuza, oburzona moim poczuciem estetyki, stwierdziła, że da mi trochę więcej czasu do zastanowienia się nad sobą i z dnia na dzień, zrezygnowała ze swojego hobby. Przez bite dwa miesiące nie przyniosła żadnego świństwa do domu. No, może raz. Przyniosła do domu coś. Łudzę się do dziś, że to był badyl ze zgniłymi liśćmi. Niestety, nie pachniał jak zgniłe liście… Do rzeczy… Przestała chorować. Dla dobra ogółu. Dla psychiki mojej i ludzi, który musieli w stanie, ekhm.. nie najlepszym oglądać. Co to było za życie! Prysznic dłużej niż 7 minut, przespane noce, bez obawy narastającej temperatury, nawet przestałam miewać ten koszmarny sen, kiedy spadam z krawężnika i dziurawię komunijne rajstopy (nie pytajcie…).
 
Przyznam, przyzwyczaiłam się. Luksus szybko uzależnia. Aptekę omijałam szerokim łukiem, realizowałam recepty tylko na leki na choroby przewlekłe, a kiedy potrzebowałam aspiryny, szłam na stację benzynową. Aż do dziś…
 
Pan tata zawiózł zdrową Zuzię do żłobka. Po kilku h telefon – Maluda stan podgorączkowy, będą obserwować. Ok, obserwujcie. Pozwoliłam nawet wezwać szamana, żeby zaśpiewał pieśń zdrowia. Nie zdążył. Zuza jest ambitna. Nie lubi robić nic na pół gwizdka. Jak chorować to po całości. Szybka wiadomość, prawie 39 stopni, leki podane, matka z zawałem prowadzi samochód (prawdopodobnie pierwszy taki przypadek w życiu, który nie skończył się kataklizmem, a całkowite ozdrowienie pacjenta nastąpiło o wypiciu ginu ze spritem) .. Odebrałam Zuzę w nie najlepszej kondycji. Wróciła do formy po podaniu przeze mnie leków. Nawet ślepy zauważyłby gwałtowną poprawę. Jako dowód pozwolę sobie przytoczyć krótki, aczkolwiek niezwykle ujmujący dialog Zulandy z panem doktorem:
-Zuziu, czemu nie chcesz na mnie spojrzeć? Jestem aż taki brzydki?
-Tak!
 
Kiedy jest chora, zachowuje się jak jej matka (tak, ja) w podobnym stanie. Jest miła, uprzejma i nie chce jeść co 5 minut.
Czeka nas tydzień w domu. Tylko my i antybiotyk. My i zapalenie oskrzeli. Blichtr, sława, światła jupiterów wróciły. W trakcie delegacji pana taty. Co złe to dla matki.


2 komentarze:

  1. Będzie w końcu lepiej. Musi, nie? Ja czekam na odporność ze stali - po tylu bakcylach inna nie będzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehh, współczuję i przytulam wirtualnie :* u nas też ciągłe chorowanie, no oszaleć można :/

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się nasza przestrzeń, zostaw tu coś od siebie.

AddThis