Miałam lat naście i zawsze za mało
pieniędzy. Zazdrościłam bratu, który w trakcie wakacji miał
zawsze zapewnioną pracę u taty w firmie budowlanej. Jęczałam,
stękałam, aż w końcu dopięłam swego. Tato mnie „zatrudnił”.
Nie muszę mówić, że niewiele było ze mnie pożytku. Starałam
się! Jak mogłam... Myłam wiaderka, segregowałam narzędzia,
przygotowywałam kanapki, czasami gruntowałam ściany. Zdecydowanie,
nie byłam jedną z tych kobiet, które z chęcią zaciągają rękawy
i chwytają za łopatę, celem przekopania ogródka. Kasa. To była
moja jedyna motywacja.
Nadszedł najbardziej upalny dzień
wakacji. Ubrałam najgorsze ciuchy i poszłam do pracy. Było pewnie
coś około 7.00. Rano. Ważyłam wtedy niecałe 40, miałam jakieś
152. Idealny materiał na robotnika budowlanego. Tak też pomyśleli
państwo, u których tego dnia pracowaliśmy.
W pewnym momencie pani domu
przypomniała sobie, że ma coś do załatwienia „na mieście”
(centrum hiper miasta: 17 tys. mieszkańców). „No ale dzieci/nie
ma męża/gdzie ja je zostawię/przecież nie wezmę ich ze
sobą/jęki/stęki.”
-Ja z nimi zostanę. Jeśli oczywiście
tata się zgodzi. - zaproponowałam.
Pani domu spojrzała na
mnie z lekkim przerażeniem. Wciąż miałam 16 lat, 39kg, 152.
-Ty? … chociaż. W sumie, panie kochany... spojrzy pan też
czasami na nich?
-Na pani miejscu, prędzej zaufałbym Gliździe
(mój przydomek od taty :) ), niż sobie.
Zostałam z
dzieciakami. Wtedy i na całe wakacje. Pani tamtego domu okazała się
moim wybawieniem, a praca z dzieciakami najlepszym szkoleniem
przygotowawczym.
Rodzice tych dzieci, to przykład
ludzi, którzy osiągnęli dużo. Ładny dom, dobre samochody,
świetna praca, kierownicze stanowiska i gruby portfel. Wydawało mi
się, że jedyne, czego nie mają, to czas. Bardzo często słyszałam,
jak mówią do dzieci „nie mam czasu” ; „idź do ojca” ;
„mama pracuje” ; „może później”. Co prawda, w weekendy
widywałam ich razem, pełną rodziną, szczęśliwych. Nie mogłam
jednak zapomnieć widoku łez Młodszej, kiedy w tygodniu,
niejednokrotnie, była przez rodziców zbywana. Może dlatego, tak
bardzo żałuję, że faktycznie w tym dorosłym życiu, czasami
czasu jest bardzo mało. Może dlatego, zamiast miliona zabawek na
dzień dziecka, postanowiłam Zuzce dać siebie.
opalacz - pepco (14,99!) / kapelusz - H&M / torebka - reserved / sandałki - zara kids
Czas w dzisiejszych czasach - to najdroższe i najcenniejsze dobro i to w dodatku wciąż w deficycie ...
OdpowiedzUsuńNie cierpię mówić do mojego dziecka "nie mam czasu " :/
Juz mówiłam , że Zuzu ma świetną Mamę ? <3
No niestety brak czasu to straszna rzecz :( Niejednokrotnie trzeba wybierać pomiędzy pracą a domem. To przykre.
OdpowiedzUsuńPrzykra sprawa :(
OdpowiedzUsuń