Termin składania dokumentów na studia
dobiegał końca. Oczywiście, jak to zwykle ze sprawami urzędowymi
bywa, można było to załatwić tylko i wyłącznie do południa. No
to co? Idę z Zuzą. Ubrane, zapakowane, z teczką z dokumentami
udałam się bez skrępowania na uczelnię. A tam... ogromna
kolejka... Stanęłam na końcu kolejki, nie oczekiwałam specjalnych
przywilejów. Niby dlaczego miałyby mi się należeć? W ciąży nie
jestem, a dziecku sprawiłam radość, umożliwiając bieganie po
wielkim centrum wykładowym. Wszyscy byli życzliwi i z chęcią
rozmawiali z małą. W końcu, pewnie dla umilenia czasu, jeden ze
studentów zainicjował rozmowę.
-Ile ma?
-Niecałe 18
miesięcy.
-I zaczynasz studia?
-Wracam. Zrobiłam sobie
przerwę, dla niej.
-No, to mama na studia, a mała do żłobka.
Mogliby tutaj [w centrum wykładowym – przyp.] takie otworzyć.
-Hehehehe...
Roześmiałam się. Uznałam to za
żart. Nie myślałam, że ktoś może realnie myśleć o żłobkach
przy uczelniach.
… aż do wczoraj.
Trafiłam na tę
petycję:
„Federacja Młodych Socjaldemokratów Poznań pragnie zwrócić uwagę na problem niesprzyjających warunków dla matek i ojców należących do społeczności akademickiej. Zarówno studenci jak i pracownicy uniwersyteccy napotykają liczne trudności związane z organizacją opieki dla swoich dzieci. Według ankiety przeprowadzonej przez Niezależne Zrzeszenie Studentów co trzeci badany student zna kolegów, którzy zrezygnowali ze studiów dlatego, że zostali rodzicami, natomiast 12% badanych odłożyło decyzję o posiadaniu dziecka. W związku z powyższym proponujemy, aby władze Uniwersytetu uwzględniły w planie rozbudowy Kampusu UAM Morasko obiekty umożliwiające zostawienie dzieci pod opieką uprawnionych osób podczas obecności rodziców na uczelni.”
Uśmiech
od ucha do ucha, mimo że ja z tego żłobka nigdy nie skorzystam.
Mi
się udało. Wszystko wyliczone – poród, obrona, przerwa na
macierzyństwo na pełen etat i powrót na studia. Przerwa dłuższa,
niżeli jakikolwiek urlop macierzyński. Zorganizowałam opiekę dla
Zuzanki, podzieliliśmy się obowiązkami z PT i wszystko gra.
Studiując, mam więcej czasu dla dziecka, niżeli miałabym pracować
wg polskich realiów – czyli często po 12 h, zabierając pracę do
domu. Studiując, pracuję, by móc zapewnić lepszą przyszłość i
byt dla najważniejszej osoby w moim życiu. Mam szansę na dalszy
rozwój, kontakt z innymi ludźmi o podobnych zainteresowaniach i
ambicjach, czego nie ukrywam, przez ostatni rok, szalenie mi
brakowało. Jestem lepszą mamą, bo mam więcej czasu, by myśleć o
sobie. Jestem lepiej zorganizowana, bo czasu do rozdysponowania mam
mniej. Będę lepszą studentką, bo kieruję się innymi
priorytetami. Kiedy zacznę walczyć o pozycję na rynku pracy,
wygram, bo nie będzie nikogo innego, tak zmotywowanego do działania
jak ja.
… ale
chcę pomóc mieć innym szanse na rozwój. Dziecko nie zawsze jest
wynikiem chłodnej kalkulacji. A jeśli chcemy dbać o nasze dzieci,
aby miały godną przyszłość, musimy zadbać o możliwość
edukacji ich rodziców.
Temat
wzbudza wiele emocji, często negatywnych. Przykro się czyta,
słucha, kiedy ludzie w moim wieku [24 lata], mówią, że to
idiotyczny pomysł i argumentując to w następujący sposób:
„dlaczego moja koleżanka z dzieckiem ma uzyskiwać pomoc, kiedy ja
bezdzietna tej pomocy od uczelni nie mam, dlaczego mam być gorzej
traktowana niż osoby posiadające dzieci?”. Pogodzenie
macierzyństwa ze studiami jest wystarczające trudno, nie trzeba
tego utrudniać mocniej. A dla tych, którzy do pomysłu podchodzą
sceptycznie, proponuję myślenie w innych kategoriach: miejsca w
żłobku byłyby również dla pracowników uczelni, powstałyby nowe
miejsca pracy oraz możliwość odbycia praktyk dla studentów
kierunków humanistycznych, których sytuacja na rynku pracy, nie
należy do najlepszych.
Nie
jestem politykiem. Nie będę rzucać w Was hasłami wyborczymi.
Jestem mamą. Mamą studentką. Nikt inny tak jak ja, nie zrozumie
potrzeby zorganizowania takiego miejsca.
P.S. Mam nadzieję,
że moja wspaniała uczelnia też wpadnie na taki pomysł, a ja
przerwę między zajęciami będę mogła spędzić z córką.
P.S.
2 Nie oczekuję oklasków, pochwał, pomnika w centrum miasta. Mam po
prostu nadzieję, że moja historia zmotywuje choć jedną osobę.
Sama studiowałam z "dzieckiem pod pachą" i faktycznie - przydałyby się żłobki i przedszkola dla dzieci studentów i studentek...
OdpowiedzUsuńW 100% się zgadzam....miło byłoby tym bardziej że ja czasami mam 2-3godzinne przerwy w zajęciach, więc mogłabym w tym czasie pobyć z synkiem :D. Byłoby to super rozwiązanie na każdej Uczelni.
OdpowiedzUsuńTak to fajna sprawa o ile ktoś studiuję w tym samym mieście co mieszka. Ja dojeżdżam na studia z daleka ,więc takie rozwiązanie nic mi nie daje.
OdpowiedzUsuńJa tez jestem mama studiujacą, z tego miasta co Ty:) Koncze własnie V rok, mam dwojke dzieci. Nie robilam przerwy w studiach, ale to tylko dzieki mojej babci, ktora zaoferowała sie zaopiekować prawnukami:) I też tak jak Ty, w duchu zawsze sobie mówię, że dzieci dają takie doświadczenie, jakiego nie da żadna praca. To doświadczenie, pracowitość, umiejętność połączenia wychowywania dzieci ze studiowaniem i wielka motywacja sa moją zaletą na rynku pracy. Dla mnie nie istnieje pojęcie "nie da sie".
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZapraszam wszystkich do lajkowania na facebooku oficjalnego profilu akcji:
OdpowiedzUsuń"Chcemy żłobków na UAM"
https://www.facebook.com/pages/Chcemy-%C5%BC%C5%82obk%C3%B3w-na-UAM/634117996669598?fref=ts
Sama byłam studiującą mamą. Bobiko miał 6mcy kiedy wróciłam na studia magisterskie. Na szczęście się udało. Ciężko było. Sama wiesz.
OdpowiedzUsuńAle przeciwko żłobkom przy uczelniach nie miałabym nic przeciwko temu. Byle jakieś kompetentne babeczki tam siedziały. To miałoby wielkie prawo bytu.
A byłabyś w stanie oddać Zuzię komuś obcemu w takim żłobku? Z tego co wiem nie bardzo chcesz takie rozwiązania, wolisz sprawdzoną nianię?
OdpowiedzUsuńAle generalnie pomysł mi się podoba. Myślę, że wiele kobiet by miało wtedy możliwości studiowania z dzieckiem pod pachą.
A skąd ten wniosek?
UsuńOd zawsze mówiłam, że wolę dobry żłobek, niżeli nianię. Nie tylko ze względów finansowych. Chciałabym, żeby Zuzia miała kontakt z rówieśnikami, co pozytywnie wpłynie na jej rozwój.
Decyzja została odłożona ze względu na lichą odporność Zuzi.
A, no i w żłobku wydaje mi się, że dziecko jest bezpieczniejsze.
O odporność mi własnie chodzi. ;)
UsuńGrunt, żeby wszystko się powiodło.
Z "normalnymi" żłobkami jest ciężko, względem ich liczebności w stosunku do dzieci, które taką opiekę by potrzebowały. Przy zakładach pracy też są potrzebne, przy uczelniach również. Tylko chyba jednak wiejska ma te nasze rodzicielstwo i cheć rozwijania się w głębokim poszanowaniu. Bo nie wystarczy chcieć studiować, czy chcieć iść do pracy mając dziecko. A szkoda...
OdpowiedzUsuńhttp://liluszkowo.blogspot.com/2014/02/matka-polka-studiujaca.html
OdpowiedzUsuńCała moja historia ;-)
Jestem absolutnie na tak! Dopisałbym jedynie, że warto, aby takie żłobki powstawały dodatkowo w miejscach, gdzie mamy skupiska miejsc pracy, przy dużych zakładach pracy, itd. Ja córeczkę urodziłam już po studiach, ale wiem jak to jest z pracą i malutkim dzieckiem - podobna sprawa. Jestem za tym, aby ułatwiać matkom, już i tak ciężką pracę - bo pogodzenia życia prywatnego z "życiem zewnętrznym" ;-)
OdpowiedzUsuńNa swoim blogu opisałam też swoje przygody ze żłobkiem - zapraszam :-)
http://motherofappointment.wordpress.com/category/zlobek/