Nudziara. No, szara
nudziara!
Przeraźliwa, stara nudziara. I to wszystko przez te
słoiki! Rano byłam hispterem, teraz jestem nudziarą.
A wszystko,
zaczęło się od standardowego pytania „jak minął dzień”.
Nienawidzę. Po prostu nienawidzę takich pytań. Możesz powiedzieć
wszystko, choć jedna z myśli w głowie podpowiada Ci, że lepiej
będzie nie mówić nic. Chwilę milczysz, więc rozmówca dodaje
„robiłaś coś ciekawego?”. No bagno. Teraz dziewczyno topisz
się w bagnie. Możesz tylko krzyczeć, wołać o pomoc i liczyć, że
jakieś dobre serce Cię uratuję. Myślisz sobie: „no halo! Jestem
matką!” Patrzysz na dziecko, uśmiechać i zaczynasz kląć w
myślach, bo właśnie przypomniałaś sobie, że śmierdząca
pielucha została w koszu na śmieci. No nic, dwa spacery na wieczór
nikomu nie zaszkodziły. Nie myśląc za wiele, postanawiasz mówić
prawdę.
-Rano zakupy na targu, spacer, kawa
z koleżanką, obiad, przygotowywanie pomidorów do przetworów,
zabawy z córką, o których lepiej nie opowiadać (np. tańczenie
do „all the single ladies” - BIJONS :) ).
-Robisz przetwory?
P-r-z-e-t-w-o-r-y?!
Nie myśląc za wiele (a trzeba było zaprzeczyć, trzeba było zaprzeczyć!),
odpowiadasz.
- No... przetwory. P-r-z.... Wiesz... takie słoiki.
Zołzo nieświadoma swoich
niecnych czynów. Jak możesz. Jak mogłaś. Jak..
-To ile ty masz lat, 80?!
Skwitowałam uśmiechem.
Tyle mogłam. Starałam się być uprzejma, a nic uprzejmego mi do
głowy nie przychodziło. Żałowałam tylko, że nie powiedziałam
„Ah, takie tam, nic specjalnego, dziś byłam sobie zdobyć Mount
Everest, jutro może jakieś Kilimandżaro.”... choć wcale nie
byłabym z tego dumna, codziennie zdobywam szczyty, o których zwykły
śmiertelnik nie ma zielonego pojęcia! Chowam czekoladę w miejsce
niedostępne dla Zu, mimo że miejsca niedostępne dla Zu nie
istnieją, tłumaczę sąsiadom, że jak Zuzia chodzi po parapecie,
to tak naprawdę jest bardzo bezpieczna i zarządzam przestrzenią w
pokoju tak, że wydaje się względnie czysta, często na całe 5
minut. Co to dla mnie Mount Everest!
Jakaś dziwna cisza. Shit,
coś chyba mówi, shit, kurde, nie słucham. Shit, uśmiechnę się.
„Hehehehhe” .. i zatrzepoczę rzęsami. Nie, kurde, nie tak
mocno. „hehehhehe”.
-No więc, jakie plany na wieczór?
-Pewnie książka i ketchup.
-Ah, no tak. Słoiki. A Zuzia
spać?
-No, grzeczne dzieci wieczorem chodzą spać.
-To jak zaśnie, to możesz ją
samą zostawić w domu na pół godzinki?
-Y... Nie.
-...
jesteś nadopiekuńcza!
Kurtyna.
Nudziara. No, szara
nudziara! Nadopiekuńcza nudziara z keczupem w garnku.
P.S. O
samoobsługowych dzieciach i syropkach na wszystko – wkrótce. :)
To ja myśląc o 30 kg włożonych ogórków też poczułam się stara. Na pół godziny? Ja na 5 minut samej w domu nie zostawiam! ;)
OdpowiedzUsuńjeeeny... musiałaś to napisać? Tak dosłownie i prosto wo oczy?! No bo wiesz.... ja też robię przetwory, z roku na rok więcej. Więc to jakoś w parze z wiekiem idzie ilościowo chyba. Nudziara brzmi okropnie. Musisz znaleźć na to ładniejsze określenie, bo kto jak nie TY ! :)
OdpowiedzUsuńa ja ostatnio usłyszałam: "a co zimą sklepy zamkną ze takie zapasy robisz?"
OdpowiedzUsuńnigdy nie wiadomo:):)
Ojaciepierdziele, to ja już wolę nie wiedzieć, co myśli o mnie rodzina i zaprzyjaźnieni sąsiedzi, których obdzwaniam w poszukiwaniu pustych słoików (bo przecież, kurna, nie będę kupować) :)
OdpowiedzUsuńoj tam kto by sie takimi "nie nudziarmi" przejmował... one jedza swiństwo a Ty zdrowe, własne, pyszne słoiki... LENIE :-D
OdpowiedzUsuńTaką nudziarą to warto być! ;)
OdpowiedzUsuń