Jestem dziś człowiekiem bez emocji. Bez emocji i motywacji. Niemoc twórcza popchnęła mnie w otchłań posegregowanych folderów, celem znalezienia czegokolwiek co nada się na post. Kopiuj, wklej, gotowe. Oczywiście, gdybym była bardziej pilna, przygotowałabym sobie jakiś tekst na tę ewentualność. Nie przygotowałam. Znalazłam coś innego. Wirtualną kartkę z mojego pamiętnika, z czasów... dawnych, albo jeszcze dawniejszych. O miłości, takiej do mężczyzny (no, musiało to być bardzo dawno).
"Historia o marynarzu.
Każdy z nas miał
na pewno, chociaż raz, taką sytuację. Poznajesz kogoś, tylko z
pozoru nieznajomego. Wszystko jest w nim obce, a jednak czujesz,
jakby było od dawien uwielbiane. Czekasz z podnieceniem na moment,
kiedy opuszkami palców będziesz mogła delikatnie gładzić jego
skórę, poznawać topografię jego ciała, Całować szyję,
zapamiętując zapach jego ciała.
Jego ciało, nieznany, ale
upragniony ląd. Tęsknisz, choć nigdy nie widziałaś i każdego
dnia wyczekujesz momentu, w którym możesz usłyszeć to głupie
„cześć Buraczku”. Czujesz, jak serce zaczyna Ci grać do rytmu
jego słów, jak myśli tańczą Ci w głowie tworząc najpiękniejsze
sny. Gdybyś tylko wiedziała co to jest miłość, gdybyś choć na
chwilę uwierzyła w nią, czułabyś, że to jest to, co Tobą
zawładnęło. Setki godzin przepisanych, , miliony minut
przegadanych.
Wierzysz we wszystko co opowiada, bo pokrywa się to z
tym, czego pragniesz. Nie czujesz się obco w tej bajce, bo jest
Twoja. Każdy jej wers napisany jest Twoimi snami. Zaczyna Ci
brakować tylko jednego. Jego. Na chwilę. Na zawsze? Wypełniasz się
myślami o nim. Śmiejesz się sama do siebie, bo wiesz, że lada
dzień, będzie tylko dla Ciebie. Twój?
To nie miłość. To to
uczucie, kiedy zjesz tabliczkę czekolady. Dużo endorfin. Aż Ci
nudno.. ale chcesz więcej i więcej i więcej...
Nadchodzi dzień.
Wyczekiwany, ale mimo wszystko ogarnia dziwnie podniecające uczucie
strachu. Gdybyś miała gdzie – uciekłabyś. I nareszcie. Widzisz
go. Swoja upragnioną tabliczkę czekolady. Dotykasz dłonią lekko
szorstkiego policzka i zaczynasz całować jego usta. Twoje usta.
Twoja kostka czekolady. Twój moment. Twój ukochany, Twój marynarz,
wrócił do domu. Trzymasz go za rękę, bo zaczynasz się bać, że
Ci ucieknie. Masz mu tyle do opowiedzenia, w końcu nie widziałaś
go całe życie..."
Mam wrażenie, że z miłością do dziecka jest podobnie. Nieustająca potrzeba bliskości i to oczekiwanie na każdy nowy dzień, który przynosi nowe, często nieznane wcześniej emocje, odkrycia, radości i smutki. Justyna Koejlo ;)
Dziś też mam taki dzień. Postawiłam na lirykę - taką do dzieci. Twoja proza do marynarza przyprawia o ciarki!
OdpowiedzUsuńWszystkie uczucia, które próbujemy opisać, zawsze brzmią trochę... banalnie. Słodkie zdjęcia.
OdpowiedzUsuńMiłość do dziecka to też przecież takie trochę uzależnienie? Matka kocha wychowuje i spędza ze swoja pociechą cały czas- dziecko dorasta, a w oczach matki wciąż jest małe i takie samo jak przed laty.
OdpowiedzUsuńLubię Cię czytać i tak samo bardzo lubię na Was patrzeć, zdecydowanie tak bardzo jak lubię czekoladę :) <3
OdpowiedzUsuń